autyzm i inne takie

autyzm

Wiktorię przyniósł nam w prezencie Mikołaj. Jesteśmy razem już 17 lat. Urodziła się błyskawicznie. Piękna i zdrowa. Dostojna.
Wtedy jeszcze o autyzmie nie wiedzieliśmy zupełnie nic.
Drobne problemy i wątpliwości pojawiły się około drugiego roku życia, gdy poszła do przedszkola. Mówić zaczęła późno. Czasem sprawiała wrażenie trochę nieobecnej. Zaczęliśmy wędrówkę po lekarzach ale niewiele z tego wszystkiego wynikło. Ogólny wniosek był taki, że każde dziecko rozwija się w innym tempie i właściwym sobie czasie. Mieliśmy drobne podejrzenia, że coś może być nie tak. Wiktoria coraz częściej zamykała się w sobie, była taka... roztargniona, rozkojarzona i nieuważna... ale wygrała chyba w końcu siła autorytetów medycznych. 
Pod koniec przedszkola trafiliśmy do fajnej poradni rehabilitacyjnej. Było miło, kolorowo, przyjaźnie i wydawało się fachowo. Zaczęły się zajęcia SI, logopeda, rytmika, zajęcia z psychologiem i pedagogiem, regularne spotkania z neurologiem. Postępy właściwie gołym okiem niewidoczne...
Prawdziwe "przeboje" zaczęły się w szkole. Od nowa badania, wizyty, diagnozy, badania metaboliczne, genetyczne, neurologiczne...po całej Polsce. Już na sam widok neurologa pukającego młoteczkiem w kolanko i wzruszającego bezradnie ramionami, dostawałam czkawki.
Ostatecznie stwierdzono ogólne zaburzenia rozwojowe, a my stwierdziliśmy, że pierwszą klasę będziemy razem z córką powtarzać.
moje Słonko 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *