jedzonko,  nieoczywiści

lubię placki

Mam wrażenie, że moje życie w czasach kwarantanny sprowadza się do dwóch rzeczy głównych – odrabiania lekcji z dziećmi i gotowania. Robię to naprzemiennie – jedno po drugim, albo drugie przed pierwszym, albo równocześnie…takie małe urozmaicenie – żeby nie popaść w totalną rutynę.? Nie cierpię rutyny!! Ani w kuchni, ani na głowie, ani w szafie, ani w łazience, ani w łóżku, ani nigdzie.

Pewnie dlatego nigdy nie przepracowałam ani jednego dnia na etacie. Kiedyś założyłam się z husbandem, o to, że żadna praca nie hańbi. Poszłam na cały dzień na promocję do Reala. I wcale nie kupowałam tam artykułów po promocyjnych cenach, tylko rozdawałam ulotki. Byłam wtedy jeszcze młoda i piękna, czy piękna i młoda, nie pamiętam, a mimo to dostałam niejeden raz wózkiem sklepowym w biodro, bo ludzie traktowali mnie jak powietrze. Co więcej, płacili mi 5 złotych za godzinę, a kawa w galeriowej restauracyjce kosztowała właśnie 5 złotych. I wierzcie mi, mimo, że miałam przewielką ochotę na tę kawę, co więcej miałam także pieniądze na tę kawę, nie kupiłam jej, bo uświadomiłam sobie, że ten momencik przyjemności nie jest wart mojego godzinnego upokorzenia. I myślę sobie teraz o tym, że zawsze, przezawsze możemy zmienić nasze nastawienie do świata, do pracy, do ludzi. Co więcej zawsze możemy zmienić naszą rzeczywistość – kolor ścian, kijowe umeblowanie, długość grzywki, niezdrową dietę, nudną pracę, narzekających znajomych… Zawsze, a może zwłaszcza teraz, możemy przemeblować nasze życia i zacząć robić to, co naprawdę kochamy i czerpać z tego. Od tej chwili zabraniam Wam mówić o sobie źle i nakazuję odkrywać Wasze mocne strony!! I przede wszystkim otaczać się naprawdę pozytywnymi ludźmi. Co to znaczy?? Takimi, którzy dają nam energię, a nie ją odbierają.

Jedno jest niezmienne – moja rodzina i przyjaciele, na całe szczęście nie są rutynowi. Są cudowni, kreatywni, spontaniczni i zawsze wnoszą kubły pozytywnej energii do mojego życia.

A zatem – bądźmy pozytywni, szczęśliwi i spełnieni. A teraz placki raz!

czego użyłam:

wielu ziemniaków

odrobiny mąki ziemniaczanej

odrobiny mąki pszennej

soli, pieprzu

2 jajek

oleju

co zrobiłam:

Ziemniaki obrał i starł Paweł. Moja „tajemnica” polega na tym, że ziemniaki nieparzyste są tarte na grubej tarce, a parzyste na cienkiej i trafiają do jednej miski. Mam nadzieję, że ogarniasz jako tako matmę i wszelkie parzystości. Następnie zawartość tejże miski przekładam na drobne sitko, pod które wsadzam rzeczoną miskę. Duszę, gniotę i pozwalam ziemniakom się odlać. Gdy cała woda spłynie do miski, wylewam ją powoli. Na dnie miski zostaje skrobia, taka lekko wilgotna mąka ziemniaczana. Skrobia wraca do ziemniaków. Następnie do ziemniaków wbijam jajka i dosypuję mąkę i sól. Ja robię to na oko, ale jeśli nie masz w tym wprawy, to na 10 utartych ziemniaków dodaj po kopiastej łyżce obu mąk i łyżeczkę soli. Teraz rozgrzewam olej na patelni. Nie oszczędzam oleju, ma powstać takie płytkie jeziorko. Ważne, żeby olej porządnie rozgrzać. Formuję placki – jeśli chcesz wejść na wyżyny poświęcenia dla rodziny zrób to przy użyciu rąk – ulep placka w łapkach i odciśnij z niego wszelkie płyny, połóż na rozgrzany olej, tak samo drugi, podobnie trzeci, analogicznie czwarty, w ten sam sposób piąty, według tego schematu szósty, bez żadnych zmian siódmy… niezmiennie dwudziesty. Podawaj z czym uważasz. U mnie „przechodzi” nawet sos boloński. Może być sos grzybowy, jakiś gulasz – niekoniecznie warzywny, ryba, jogurt… wszystko zależy od Twojej fantazji. Mieszaj smaki!! Twórz!!! Eksperymentuj!

A Ty, lubisz placki??

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *