pekiński poranek
Zapanowała nowa epidemia. Zresztą mam wrażenie, że ludzkość – z jakiegoś dziwnego powodu – musi zasilać się strachem, tragediami, wirusami i innymi dżumami. Od paru tygodni na tepecie koronawirus. A my – wbrew większości – nie boimy się podróży do Pekina, ani gdziekolwiek indziej, ani żadnych wirusów, bakterii i innych cudów, bo dbamy o swoje zdrowie, kondycję i odporność. I nie pamiętamy jak wygląda nasz lekarz. Ostatnio była u nas znajoma, która stwierdziła, że „coś ją bierze” i koniecznie musi zmierzyć temperaturę, i nam się zrobiło dziwnie… bo my nie mamy w domu termometra. A jak odstawiłam córce leki na padaczkę, żeby jej nie zrujnować wątroby, to od 10 lat nie miała żadnego ataku. Wiesz, że jak nas „coś dopada” na stoliku nocnym ląduje przekrojona cebula? Cebula pochłania wszystkie „robale” i rano czujemy się jak młodzi bogowie!! I można gadać jeszcze godzinami i dniami o tym, jak bardzo wkręcamy się w reklamy i kolorowe opakowania, i wrzucamy w siebie, jak do śmietnika, niczego nie warte trucizny, a zapominamy o cebuli, czosnku i całej reszcie najprostszych i najtańszych dobroci.
Od dłuższego czasu jemy z moją córką surowe śniadania i cieszymy się fantastycznymi efektami. Mojej nastolatce zniknęły z twarzy wszystkie niedoskonałości typowe dla wieku dojrzewania, nasze włosy błyszczą, a skóra – mimo pory roku – jest cudownie nawilżona. I dzisiaj również z rozkoszą nasycałyśmy się pyszną sałatką.
czego użyłyśmy:
grubego na dwa palce plastra kapusty pekińskiej
garści ruccoli
garści roszponki
jednego pomidora
jednej marchewki
połowy wędzonego pstrąga
garści podprażonych pestek słonecznika
garści naszej ukochanej zieleniny
soli, pieprzu
oleju lnianego
co zrobiłyśmy:
Do miski włożyłyśmy poszatkowaną kapustę, roszponkę, ruccolę, pokrojonego pomidora, cebulę i zieleninę. W międzyczasie na suchej patelni podprażyłyśmy słonecznik. Na wierzch starłyśmy marchewkę i dorzuciły rozdrobnioną rybę i pestki. Wszystko razem doprawiłyśmy i wymieszałyśmy. Do tego kubeczek naparu z pokrzywy. Pyyyycha!!