jedzonko,  nieoczywiści,  wynalazki

malarz kuchenny

Malarz pokojowy może być?? Może. To może być też malarz kuchenny. Lubię jak wszystko jest ładne. Nawet moje dania. Najbanialniejsze jajka sadzone mogą być jakieś.

Napisz co widzisz w moich jajach???

Dawno, dawno temu usłyszeliśmy od naszych przyjaciół o metodzie Vedic Art. Tak zwane malowanie intuicyjne. Słyszeliśmy, że to niezwykle inspirujące, że zmienia światopogląd, że ludziom zaczyna się po tym kursie nowe życie. Przyznam, że nie jesteśmy fanami szkoleń, może dlatego, że sami poniekąd w tym biznesie siedzimy i – jak dotychczas – trzeciej Ameryki nie odkryliśmy. Mimo to jakaś dziwna podświadomość pchała nas w kierunku Vedic Art. Długo namawiałam Pawła na te warsztaty. Ale zawsze mieliśmy jakieś wymówki. A to , że przecież nie umiemy malować, a to nie było co zrobić z dzieciakami, a jak już nawet była opieka, to szkoda nam było „marnować” naszego czasu razem. W końcu, w ostatnie wakacje dojrzeliśmy do kursu. W Jachrance pod Warszawą spędziliśmy przecudowne cztery dni i noce. Początki były – szczególnie dla mnie – dość trudne. Nie lubię się podporządkowywać. Nikomu, ani niczemu. We wszystkich dziedzinach mojego życia to ja jestem szefem. Nie należę też do osób, które potrafią spokojnie posiedzieć w miejscu przez dłuższy czas. Nawet do teatru najchętniej zabierałabym ze sobą druty, żeby trochę w międzyczasie „podziergać”. Całe szczęście, że widownia jest przyciemniona i nie widzę oczek. Przynajmniej nikomu nie narobię wstydu?. W Jachrance nagle musiałam dostosować się do panujących tam zasad i rytmu dnia. Ponadto , przynajmniej pierwszego dnia, tak bardzo starałam się, żeby moje „obrazy” były ładne, że wychodziły okropnie. Wyobraźcie sobie – ja – perfekcyjna pani domu – nagle brzydko maluję. No, totalna porażka. Pierwszego wieczoru miałam dość. I jeszcze Ci ludzie – współuczestnicy przemiany – jacyś tacy spokojni i w dodatku lepiej im tym pędzlem wszystko wychodzi. No, jak?? Drugiego dnia obudziłam się jakaś dziwnie inna. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – nagle spokojna, w jakiejś takiej nieznanej mi równowadze, uważna i skupiona „na robocie”. Jak nie ja. Przestałam gdzieś pędzić, malowałam z radością, moje prace były zdecydowanie lepsze, a i Ci ludzie normalniejsi. Zaczęłam nasycać się radością z „chwili trwaj” i malowałam, malowałam, malowałam. Wciąż było mi za mało malowania, zatapiałam się w swoich myślach i marzeniach, wyławiałam ze swojej podświadomości niesamowite perełki, które przenosiłam na tworzone przeze mnie obrazy. Nic, a nic mnie nie wkurzało. Ani… no nic!

Na koniec – naprawdę żałowałam, że to koniec. Wspaniałe , cudowne miejsce, gospodarze – nauczyciele, mentorzy, przyjaciele, inspiratorzy… nie z tej ziemi!! I więcej nie powiem już nic. Zapraszam, już po tej… całej pandemii – w imieniu Małgosi i Jacka – do Jachranki. https://jachrankajednosc.pl/

Pół roku później. Tak bardzo zachciało mi się malować! Że powstał obraz na pół naszej sypialni. Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie w czasie kwarantanny, gdybym nie przeżyła mojej przygody z „Vedikiem”. Jestem cudownie spokojna i zupełnie pozbawiona lęku o to, co się wydarzy. Zrewolucjonizowałam nasze domowe menu jeszcze bardziej i powywalałam z lodówki całą „niezdrowość”, jaka jeszcze ocalała. Zupełnie „bezbólowo” wyeliminowałam nabiał, wędliny i pieczywo. Moje dzieci stały się bardziej zaangażowane i odpowiedzialne, bo im na to zwyczajnie pozwoliłam. Nie kontroluję! Powybaczałam wszystko i wszystkim. Moje relacje z rodzicami , z rodziną, z moimi bliskimi, z osobami, na których mi zależy bardzo się poprawiły. Z mojego życia zniknęli „toksyczni przyjaciele”. Jestem jeszcze „twórciejsza” niż byłam dotychczas i mam więcej czasu na moje pasje. Zaczęłam pisać bloga, a Paweł „odblokował się” na nowe propozycje zawodowe.

A na koniec – zupełnie zwyczajna sałatka. Róbcie i jedzcie sałatki wszyscy!!

czego użyłam:

białej części pora

puszki fasolki flażoletki ( może być bób lub groszek, jeśli nie masz lub nie lubisz flażoletki)

1 awokado

garści lub dwóch zielonych oliwek ( jeśli lubisz, daj więcej, jeśli nie lubisz, zetrzyj 3 kiszone ogórki)

dwóch garści pestek ( u mnie mix słonecznika z dynią)

łyżki majonezu

co zrobiłam:

Pora pokroiłam w ćwierćtalarki. Flażoletkę odsączyłam z zalewy, Awokado obrałam, pokroiłam w kosteczkę, a oliwki odsączyłam. Pestki podprażyłam na suchej patelni. Wymieszałam, doprawiłam, dodałam majonez, wymieszałam, podałam.

A Ty, kursujesz się??

Jeden komentarz

  • Małgosia

    Olimpio Moja Kochana! Twoja opowieść mnie wzruszyła, a obraz bezwymiarowy na ścianie powalił na łopatki. Brawo, brawo, ?gratuluję kreatywności, która nie ma żadnych ram. Takich efektów po warsztatach Vedic Art jeszcze nie obserwowałam. ? Tego mogłaś dokonać tylko Ty !!! Cieszy mnie też, że już tak na spokojnie, z dystansu, widzisz wartość tego procesu, który tak pięknie przejawiacie w codzienności. Byłam ciekawa czy i kiedy zobaczycie zmiany jakie w Was zaszły. Jeszcze raz gratuluję Wam otwartości na nowe i na życie pełnią. Niech się dzieje. Małgosia Przygońska

    Minęło ponad pół roku

    szczególnie, że piszesz o przeżyciach warsztatowych po ponad pół roku. To taki czas gdzie można

Skomentuj Małgosia Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *